Dwa lata wcześniej bez jednego dnia…
…ja pośpiesznie wciskałem do plecaka śpiwór, repelent
i czołówkę. W ciągu półgodziny miał przyjechać mój przyjaciel, byśmy następnie mogli wyruszyć w drogę do jednego ze „wszystkich niewidzialnych miejsc”…
Przyjechał po godzinie. „Jam Karet” – jak mawiają Jawajczycy - czas z gumy.
W Indonezji nigdy nic nie jest na czas. Nigdy!
Tytułem wprowadzenia, pracowałem wtedy dla jednego z indonezyjskich uniwersytetów międzynarodowych nad nowatorską metodą łączenia pigmentu z alg morskich z ogniwami fotowoltaicznymi. Staraliśmy się uzyskać coś na kształt paneli bio-solarnych, które w wielkim uproszczeniu pozwalałyby w trwały sposób pozyskiwać energię na drodze fotosyntezy, a następnie ładować nią twojego „ajfona”[1]. Razem z moim kumplem Marcellem, Indrą i oczywiście zawsze się przewijającą w opowieściach panną Agnieszką, (która pracowała nad innym, równie ciekawym, projektem badawczym) zmierzaliśmy na wschodni kraniec Jawy w celu zebrania próbek (nauka w Indonezji dopiero raczkuje, a z racji jej mega-bioróżnorodności istnieje duża szansa, że podczas takiego wypadu odkryje się nowy gatunek, który zgodnie z jedną z darwinowskich teorii, mógł przystosować się do środowiska w jakiś ciekawy i dotąd nieznany ludzkości sposób).
Jedziemy kupić węże – powiedział jeden z chłopaków.
Że co?
Do pochrupania – rzucił drugi z wielkim jawajskim uśmiechem i typową dla Jawajczyków domeną kompulsywnego potakiwania głową.
Że burger ze żmii? – Spytałem z wszech miarą sceptycyzmu
Czytaj dalej:
https://www.azjatyckitrip.com/single-post/Wszystkie-Niewidzialne-Miejsca-Vol-I-cz1
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
https://www.azjatyckitrip.com/single-post/Wszystkie-Niewidzialne-Miejsca-Vol-I-cz1#!