Ile razy już to się zdarzało?
Ciemny pokój. W nim – klęcząca postać, jego ręce rozłożone na boki, podtrzymywane kajdanami. Miał zwieszoną głowę.
Usłyszał szczęk klucza. Podniósł głowę – jego puste, przyzwyczajone do mroku spojrzenie próbowało wyłuskać kształt wchodzący właśnie do pomieszczenia. Bezskutecznie.
Wtem – białe, oślepiające światło, tak nagłe, że postać odruchowo zamknęła oczy i skurczyła się w sobie.
Widział jedynie plamy światła pod powiekami, więc zamiast wzroku, skupił się na słuchaniu. Słyszał dźwięk masywnych butów, po czym szuranie krzesła po podłodze. Przybysz nawet nie próbował być cicho.
- I znowu jestem u Ciebie – powiedział. - Tak jakbyśmy na siebie skazani. - Dodał z ciężkim westchnieniem.
Klęczący milczał. Wreszcie był w stanie otworzyć oczy. Widział elegancki strój przed sobą, ale nie widział twarzy mówiącego, zasłanianej przez światło.
- Co mogę o tobie powiedzieć? - zapytał retorycznie. - 25 lat przeżyłeś, jesteś chudy jak szkapa i boisz się całego świata. - Przerwał, po czym dodał pod nosem – Nawet nie czuję, że rymuję...
Klęczący nadal milczał.
- Boisz się konfrontacji – przybysz kontynuował – i chcesz mnie zbyć milczeniem. Nie ma tak dobrze, kolego. - Znów westchnął. - Czemu mi to robisz? - Tym razem zabrzmiało to jak szczere pytanie. - Przecież możesz zrobić tyle rzeczy. Przetłumaczyłeś stronę internetową, ale nie wywalczyłeś wzmianki o tym, że jesteś jej autorem. Przetłumaczyłeś filmy i dorobiłeś do nich napisy, ale nie wypuściłeś ich w świat. Rzeczy, które można – którymi TRZEBA – się chwalić, ty je grzebiesz, jakbyś był przerażony, że je w ogóle zrobiłeś. Więc po co w ogóle zaczynałeś?
Klęczący wciąż milczał. Miał zaciśnięte zęby.
- Dziwna z Ciebie istota. - Mówił dalej przybysz – Ileż razy możesz to robić, póki nie walniesz w mur? Ile możesz marnować swój potencjał? - Pauza. Brak odpowiedzi mówionej. Ale drgające mięśnie i zaciśnięte pięści były wystarczająco wymowne. Nie uszło to uwadze przybysza. - Nawet ty to widzisz. Więc skąd ten opór? Co Cię tak trzyma?
W odpowiedzi klęczący wyprężył się i zakołysał kajdanami. Dźwięk ogniw rozszedł się po pokoju, tak, że nawet umarły by usłyszał. Jednak przybysz nie zareagował.
- Uwolnij się. Przecież nie musisz spędzić całego życia w tym pokoju. - Przerwał. - No, powiedz coś w końcu.
- Coś. - Wykrztusił klęczący przez zaciśnięte zęby.
- O. - Przybysz się ruszył. - Milczek w końcu przemówił. Witamy wśród żywych.
- Idź stąd... - Klęczący cedził. - Bo jak nie, to...
- To co?
- TO CIĘ ZABIJĘ! - wydarł się klęczący i zerwał się na równe nogi, z błędnym wzrokiem próbując zaszarżować na przybysza, ale łańcuchy skutecznie go przyblokowały.
Przybysz nie drgnął.
- NIE SŁYSZYSZ MNIE?! WYNOŚ SIĘ STĄD! - krzyczał dalej więzień. Przybysz wciąż milczał. Czekał. - POWIEDZIAŁEM, ŻEBYŚ SIĘ STĄD WYNOSIŁ!
- Słyszałem. - Doskonale beznamiętnym głosem odparł przybysz. - A teraz bądź grzeczny i się zamknij.
Z więźnia zeszło powietrze. Stał, sapiąc i patrząc się szeroko otwartymi oczami w cień, skąd dochodził głos.
- Czego chcesz? - Wysapał więzień, cofając się o krok, aby łańcuchy nie uwierały go aż tak.
- Pomóc.
- Że co? - odpowiedział z niedowierzaniem więzień.
- Słyszałeś. A może przez te wrzaski ogłuchłeś? - kąśliwie dodał przybysz.
Więzień ugryzł się w język, na którego końcu już było przekleństwo.
- No, cieszę się, że się rozumiemy. - powiedział przybysz.- Teraz chcę, abyś zrobił coś dla mnie.
Więzień parsknął śmiechem.
- Niby co? - zapytał, chichocząc.
- Chcę, żebyś coś stworzył.
- Och, doprawdy?
- Doprawdy. - Zdecydowany ton stawiał kropkę nad i.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - więzień czuł znów narastającą złość.
- Bo inaczej się mnie nie pozbędziesz. - Beznamiętny ton nie pozwalał na ocenę intencji.
Więzień przez chwilę milczał, po czym spojrzał w cień.
- Dobra. - powiedział z wahaniem. - Czego chcesz dokładnie?
Przybysz wyciągnął z cienia notes i długopis, jakby już przygotowane zawczasu, i rzucił je na podłogę przed więźnia. Ten popatrzył się przeciągle, najpierw na rzucone rzeczy, potem na cień i znów jeszcze raz na rzeczy.
- Jaja sobie robisz? - powiedział, bardziej skonsternowany niż zdenerwowany.
- Wcale. - bez entuzjazmu odparł przybysz.
- Jak ja mam to sięgnąć? - zapytał i załopotał łańcuchami.
- Normalnie.
Nagle więzień poczuł ulgę na rękach. Popatrzył się na nie oraz na łańcuchy, a w zasadzie na pustą przestrzeń, gdzie one jeszcze przed chwilą były. Na jego twarzy obecne było bezbrzeżne zdziwienie. Przybysz zachichotał.
- Zdziwko chapło, co? - powiedział, nie kryjąc rozbawienia.
- Ale... jak?...
- Bierz ten zeszyt i pisz.
Z pewną taką nieśmiałością świeżo uwolniony wziął do ręki zeszyt i długopis. Otworzył na czystą stronę i przyłożył do niej pisadło.
I zaciął się.
- Czemu nie robisz? - zapytał przybysz, teraz, nie wiedzieć kiedy, usadowiony za więźniem, patrzący mu przez ramię.
- Nie mam weny – wypalił – Daj mi chwilę.
Po czym zaczął pisać. Litera do litery, słowo do słowa, dziwne znaki spojone ze sobą systemem, który znał podświadomie, ale którego nie mógłby za skarby świata wyjaśnić drugiej osobie. Pisał i pisał, ze skupionym wzrokiem, a wciąż na stronach wpraszały się kolejne zdania, nieplanowane, ale jakże cenne, wprawiające piszącego w przedziwną euforię, której nie czuł od tak, tak dawna...
Przybysz wciąż siedział w cieniu, nie ruszał się i nie wydawał żadnego dźwięku.
W końcu pisanie ustało. Więzień popatrzył się błędnym, nagle spanikowanym wzrokiem na gryzmoły jakie wpuścił na stronę, jakby zdziwiony i przerażony, że to jego ręka naniosła to wszystko na strony.
- Pokaż. - Przybysz powiedział po długim milczeniu. Więzień odwrócił się.
- Nie – odpowiedział.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest skończone. - i wziął notes pod swoją pachę, próbując ukryć go przed przybyszem.
- Teraz to ty robisz sobie jaja. - Przybysz zadeklamował, siląc się na surowy ton, ale przebijająca się nutka śmiechu go zdemaskowała. - No już, pokaż.
- Nie.
- Podaj, albo znowu będziesz w kajdanach. - Powiedział nagle poważnym tonem.
Na to więzień cofnął się o krok, nagle speszony i popatrzył się na swoje ręce, gdzie wciąż miał odciśnięty ślad.
Z ociąganiem wyciągnął przed siebie zeszyt. Przy przekazywaniu go dotknęły się ręce obu. Więzień odskoczył jak oparzony. Dłoń przybysza wydała mu się bardzo znajoma. Ten się roześmiał.
- Nie gryzę, naprawdę. Chcę tylko pomóc. - Powtórzył i zabrał się za czytanie.
Jego ręce spoczywały na zeszycie w świetle lampy. Wodził palcem po hieroglifach, jakie zostały naniesione na papier, w małym tylko stopniu przypominające znany wszystkim alfabet. Więzień czekał w skupieniu, nie mogąc dojrzeć twarzy przybysza, a w konsekwencji jego reakcji.
Ten w końcu zakończył swoją lekturę. Podał zeszyt z powrotem. Więzień czekał.
- Chujowe. - odpowiedział beznamiętnym głosem.
Z więźnia ponownie uszło powietrze. Zrobił się biały na twarzy, po czym zaczął czerwienieć.
- Jak... co?... - wypowiadał, jakby nie kontaktował – że jak...
- Chujowe. - powtórzył przybysz raz jeszcze, tym razem głośniej.
- To ja – zaczął więzień, ciężko dysząc – robię to, co mi kazałeś... I TY MASZ CZELNOŚĆ-
- Nie unoś się.
- CO? JA MAM SIĘ NIE UNOSIĆ? PO JAKĄ CHOLERĘ TO ROBIŁEM?
- Dla własnej satysfakcji?
- A CO MI PO NIEJ?! - więzień już dochodził do temperatury wrzenia.
- Jakoś nie widziałem, abyś był w złym nastroju podczas pisania. Ba, wydawało mi się, że coś widziałem gdy to robiłeś.
- TA? A NIBY CO?! - pośród krzyku zachrzęścił łańcuch.
- Pasję.
I tu go miał. Złość powoli przeszła. Więzień, ze wściekłego i groźnego, stał się skurczony i bezbronny. Przybysz wciąż siedział na swoim miejscu.
- Czego jeszcze chcesz? - zakwilił więzień.
- Pomóc.
- Już mi pomogłeś.
- Tym razem chcę poprawić twoje dziełko.
- Przecież powiedziałeś że jest-
- Wiem co powiedziałem. - przerwał bez ogródek, po czym dodał - Zróbmy z tego coś lepszego.
- Jak?
- Po kolei. Początek może zostać, ale cała reszta albo jest do przepisania, albo do wyrzucenia.
Więzień nic nie powiedział, jedynie siedział, patrząc się w podłogę.
- Więc "ile razy już to się zdarzało" zostaje? - w końcu zapytał.
- Tak, to może być. Ale dalej? "Przybysz zbliżył się do włącznika światła"? Ta rozmowa? To bicie więźnia? To nie pasuje.
Więzień wciąż milczał, ale przestał patrzeć na podłogę. Skierował wzrok na przybysza, wciąż zirytowany, że nie widzi jego twarzy.
- Zróbmy to inaczej. Co powiesz na "Usłyszał szczęk klucza - jego przyzwyczajone do mroku spojrzenie próbowało wyłuskać kształt wchodzący do pomieszczenia. Bezskutecznie."
- Puste.
- Co?
- "Jego puste, przyzwyczajone do mroku spojrzenie".
- Widzę że się rozumiemy. - powiedział przybysz zmienionym głosem. Dziwnie znajomym.
Więzień popatrzył prosto w cień, skąd dochodził głos. Odwrócił się od niego. Zawiesił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym otworzył zeszyt i zaczął kreślić zdania. Po wszystkim zostało tylko początkowe zdanie. Zaczął dopisywać kolejne zdania, przerabiać, rozbudowywać ponad wszelką miarę oraz zdrowy rozsądek, aby pomieścić każdy z jego pomysłów w jak najkrótszym czasie. W połowie pisania zorientował się, że przybysz mu pomaga, kreśli kolejne zdania, podpowiada, pcha jeszcze dalej do przodu. Aż w końcu obaj doszli do...
- "...absolutnego, wyczekiwanego końca całej tej rozbuchanej opowieści. Koniec". - Napisał więzień, imieniem Marcin, napisawszy pierwszy raz od lat własną opowieść.
Marcin popatrzył się na przybysza, który siedział wciąż w kącie. Jego twarz wciąż była skąpana w mroku.
- Może tak w końcu wyjdziesz stamtąd i pokażesz się w całej okazałości?
Przybysz się zaśmiał bardzo znajomym głosem, po czym wychylił się do przodu.
Marcin spojrzał się w znajome oczy. Widywał je często w lustrze.
Tylko te były niebieskie, a nie zielone.
Zdziwiony? - odpalił drugi Marcin, z uśmieszkiem na twarzy.
- Wcale. - odpowiedział pierwszy. - Spodziewałem się tego. - dodał z uśmiechem.
I co teraz?
- Zrelaksujmy się. - Powiedział, wciąż uśmiechnięty, i rozprostował kości. Chrząstki zachrzęściły z chrzęstem.
Było tak trudno?
Pierwszy się zastanowił, po czym odparł:
- Nie, wcale.
To po co te nerwy?
Zastanowiłem się raz jeszcze, po czym odparłem do siebie:
- Nie wiem. Widać nie miałem dobrej motywacji.
To czemu teraz to zrobiłeś? - odezwał się głos w duchu.
- W końcu zmusiłem się do przełamania.
W końcu. - powtórzył głos.
Spojrzałem się wokół siebie – tekst na laptopie widniał na białym tle, wokół mnie ruch oraz już niemal wychodzenie z pracy. I tylko się zastanawiam – czemu tyle to zajęło? Czego ja się bałem?
Samego siebie. - usłyszałem w swojej głowie i popatrzyłem się na wyciemniony monitor. A cóż to? Jedno oko zielone, a drugie niebieskie ?
Nieee, to nie może być. Musiało mi się przywidzieć.
Koniec.
6.02.2018 r.
Podziękowanie dla:
@kolorowa.wedzma
Świetny i na prawdę przemyślany tekst!
Dobrze widzieć nowego twórcę na tagu polish, czekam z niecierpliwością na nowe posty, życzę powodzenia i serdecznie zapraszam na steemit.chat w razie jakichś pytań, czy gdybyś pragnął lepiej poznać polską społeczność!
Follow poleciał. Bez odbioru!
Dziękuję za miłe słowa. ;) Nie omieszkam wejść na chat.
Pozdrawiam!
[BOT] Witamy martinmystere na #polish, tagu używanym przez Polaków do publikacji polskich treści w ekosystemie Steem (np. Steemit czy Busy). W ekosystemie Steem wspiera się oraz nagradza się nową i autorską twórczość.
Tak z ciekawości zerknąłem na angielski tag writing (czy tam writings) - kurde tam to jest dopiero przemiał. I jaka kasa O.o A u nas ktoś prozę pisze jeszcze?
Owszem, ja np bajki i opowiesci. Wiwc nie widze problemu w tym. Powodzenia ciesze sie ze sie odwazyles. Pocytaj poradnik jak tu pracuje sie na tekscie. Zapraszamy do nas na czat. Bedzie latwiej.
Ale ja nie jestem autorem tego tekstu :)
Witam :) Bardzo oryginalne wejście na Steemit, gratuluję pomysłu i wspaniałego tekstu Marcin, klikam follow.
Życzę powodzenia i pozdrawiam z greckiej wyspy Korfu :)
Dziękuję bardzo i pozdrawiam ;)
Congratulations @martinmystere! You received a personal award!
Happy Birthday! - You are on the Steem blockchain for 1 year!
Click here to view your Board
Congratulations @martinmystere! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!