Plan był jasny - przyjedziemy, popatrzymy i od razu wracamy, żeby uniknąć korków. Bo to był poniedziałek, koniec długiego weekendu.
Aha, akurat - pomyślałam, patrząc w bezchmurne niebo za oknem.
Lubię takie kategoryczne założenia, bo dają mi pewność, że będzie się działo dużo, dużo więcej ponad oczekiwania.
A dzień był taki piękny! Z nosem przy szybie marzyłam... o niczym. Nie musiałam marzyć.
Cel podróży - Beskid Wyspowy, kapliczka tuż pod szczytem Białowodzka Góra, cudowny punkt widokowy.
Pisząc "szczyt" czuję pewien dysonans, gdyż po pierwsze - nie miałam pojęcia, że tuż obok znajduje się jakowyś i w związku z tym zdobyłam go przypadkiem; po drugie - nie musiałam się nic a nic wspinać.
Powinnam więc napisać: cel podróży - jakaś kapliczka na jakiejś górze, z widokiem na Dunajec. Dokładnie taki był stan mej wiedzy w momencie parkowania. Nie będę ściemniać, często wykazuję się podobną ignorancją, zwłaszcza gdy wycieczkę planuje ktoś inny. Mogę wtedy na chwilę przestać myśleć.
Tak czy inaczej dotarłszy na miejsce wcale nie miałyśmy ochoty od razu wsiadać w auto i wracać!
Odpaliłyśmy aplikację i okazało się, że możemy zrobić całkiem sympatyczną pętelkę (około 10 km) okolicznymi szlakami. Na pobliskiej górce wypatrzyłam małą kapliczkę; zaczęłyśmy więc od szlaku zielonego, który w tamtą stronę prowadził.
Spędziłyśmy tu chwilkę.
Brak naszego przygotowania do wycieczki mógłby przynieść fatalne skutki w przypadku wyprawy w takie, dajmy na to, Himalaje (chociaż... zawsze mam w plecaku batoniki i wodę). W kochanym Beskidzie Wyspowym czekały na nas tylko przyjemne niespodzianki.
Z rozrzewnieniem oglądam te zdjęcia, zrobione niecałe trzy tygodnie temu. Jesień już zdążyła zmienić swe szaty.
O takich niespodziankach myślę. Warto było zostać, co nie?
Na platformę widokową musiałyśmy kawałek odbić od głównej ścieżki, dalej poszłyśmy szlakiem czerwonym, bo zielony sprowadziłby nas do Tęgoborzy.
Trochę niżej, po spacerku przez las.
Był tam na uboczu dom, który wyglądał na opuszczony. Obok rosło drzewo, a na gałęzi wisiał sznur z małą pętlą, w sam raz na stopę. Pohuśtałam się trochę, jak kiedyś u babci w stodole. Tylko tam było jeszcze lepiej - lina z kilkoma supłami uwiązana była wysoko nad sianem, trzeba było wejść na belkę żeby się do niej dostać. Jazda była nieziemska, szczególnie gdy ręce zaczynały piec i spadałam w siano.
Wakacje na wsi! Karmienie kur, ucieczki przed Burkiem psem sąsiada, żniwa, pasienie krów, kopanie ziemniaków, kotlety z błota, brodzenie w rzece, walka ze szczypawkami, spanie w stodole pod prawdziwą pierzyną, czerpanie wody ze studni, przędzenie wełny, ubijanie masła, maślanka w cembrzyku, jazda na wozie, na kosiarce, gonienie kotów i myszy, gwiazdy nocą, pełno gwiazd...
Było najlepiej.
Zagadka - z jakiego drzewa to liście? Duże, przyjemnie mięsiste w dotyku. Niestety po ususzeniu zupełnie zbrązowiały. Wsadziłam je pod książki razem, zamiast rozdzielić papierem każdy listek... Ech, nawet dziecko wie, jak się suszy liście.
Pierwszy etap szłyśmy głównie w dół, schodząc niemal nad Dunajec, potem trzeba było to odrobić. Było kilka podejść, ale nie zapamiętałam ich jako bardzo ciężkie. Nie spieszyło nam się - już wtedy kalkulowałyśmy, by zostać do zachodu słońca.
Żal mam o to, co uczyniono ze słowem szurać. Nie rozumiem nadanego mu obecnie znaczenia, odbieram je jako pejoratywne i przez to staram się nie używać, by uniknąć nieporozumień. Tajniacy z gangu Przysrajmy się o Coś są wszędzie.
Tylko czym je zastąpić.
Zwrot szeleścić w liściach skutkuje zakwasami w języku. Nie pasuje mi także dźwiękowo, szelest jest delikatny, ledwo słyszalny.
Można też brodzić, ale to bardziej w bagnie. Albo w kupie. A także kąpać się, nurzać, brnąć, grzęznąć... nie nie nie.
Ja szuram w liściach. Robię szur- szur. Jestem liściastym SZUREM.
Handluj z tym.
Prawie na finiszu - zostało nam dwadzieścia minut spacerem do parkingu pod kaplicą i około godziny czasu do zachodu słońca. Trochę siedziałyśmy, trochę włóczyłyśmy się po okolicy.
Pogoda była wspaniała, ale widoczność taka sobie. Tatry ledwo majaczyły na horyzoncie. Miałyśmy nadzieję, że bliżej zachodu słońca zwiększy się przejrzystość powietrza.
W oczekiwaniu.
Nie pamiętam jak to się stało, że tuż przed zachodem wróciłyśmy na parking, z którego jak wiedziałyśmy - nie będzie widać Tatr. Zauważyłam jednak parę, która kilka chwil wcześniej podjechała pod kaplicę, sunącą wzdłuż pól w stronę drzew. Pomyślałam, że musi tam być punkt widokowy.
Poszłyśmy ukradkiem za nimi.
W ten sposób, tuż po tym jak słońce schowało się za horyzontem, odkryłyśmy szczyt Białowodzkiej Góry. Zdobywczynie :D
Spod samego słupka niewiele było widać, ale wystarczyło przejść kilka kroków. Powietrze rzeczywiście nieco się wyklarowało.
Tak oto plan "przyjedziemy, popatrzymy i wracamy" pozostał w stu procentach niezrealizowany. Takie porażki, to ja mogę w życiu mieć.
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
~~~ embed:1462258330064281607 twitter metadata:VHJhdmVsZmVlZFB8fGh0dHBzOi8vdHdpdHRlci5jb20vVHJhdmVsZmVlZFAvc3RhdHVzLzE0NjIyNTgzMzAwNjQyODE2MDd8 ~~~
The rewards earned on this comment will go directly to the person sharing the post on Twitter as long as they are registered with @poshtoken. Sign up at https://hiveposh.com.
@tipu curate 5
Upvoted 👌 (Mana: 0/74) Liquid rewards.
Piękna historia-niehistoria.
Może to topola szara? Po chwili... może jednak topola wielkolistna?
Dzięki!
To może być topola wielkolistna, największy ususzony listek ma około 26 cm z ogonkiem, a był jeszcze większy. Kształt liści się zgadza w 100% 🙂
Congratulations @wadera! You received the biggest smile and some love from TravelFeed! Keep up the amazing blog. 😍 Your post was also chosen as top pick of the day and is now featured on the TravelFeed.io front page.
Thanks for using TravelFeed!
@pl-travelfeed (TravelFeed team)
PS: Did you know that we recently launched the truvvl app? With truvvl, you can create travel stories on the go from your phone and swipe through nearby stories from other TravelFeed users. It is available on the Apple App Store and Google Play.
no proszę, nieznany mi szczyt w B Wyspowym. Trzeba nadrobić do niedopatrzenie. Pomimo, że mam sporą kolekcję: https://klubwloczykijow.truvvl.blog/tag/beskidwyspowy
Jak pisałam tekst to byłam niemal pewna, że wrzucisz w komentarzu jakieś swoje doświadczenia z tej trasy, a tu takie zaskoczenie! W takim razie - miłego zdobywania 🙂
twój tekst był podstawą do głębszego myślenia...
moje chodzenie po górach jest w dużej części projektem. Takim było przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego. Takim była świeżo ukończona Korona Gór Polski. Muszę zaznaczyć, że nie ekscytuję się samym zdobywaniem/zaliczaniem. Każda taka zaplanowana wyprawa to dla mnie okazja to zobaczenia czegoś, dowiedzenia się czegoś (np. historie Łemków, cmentarze wojenne IWŚ itp). Ale zawsze motywacją jest cel - zadanie do wykonania. Każda wyprawa jest zaplanowana dojazd/nocleg, czas przejścia, trasa itp.; w tym daję sobie zapas na poznawanie, czy nawet na leżenie w trawie. Ale nie daję sobie czasu na "bezcelowe" łażenie czy długie leniuchowanie.
Twój tekst "jakaś góra z jakąś kapliczką" najpierw mnie rozbawił. Pomyślałem -
ale potem przemyślałem mój brak spontaniczności. Nawet jeśli mam jakiś dodatkowy dzień i jadę w miejsce, gdzie już byłem, to i tak to planuję :-) Chyba coś tracę w taki sposób, taki element zaskoczenia. Pewnie nie zmienię się, bo planowanie mam w genach. Ale mogę spróbować otworzyć się na nowe doświadczenia. I dlatego dzięki za tekst!
Dziękuję za Twój komentarz!
Wiesz, moja spontaniczność też ma swoje granice - można powiedzieć, że jest zdroworozsądkowa (czy w takim wypadku to jest jeszcze prawdziwy spontan... nie wiem). I - wbrew pozorom - na co dzień potrafię świetnie planować i ogarniać :)
Kluczem jest to, co nam sprawia przyjemność, w czym czujemy się komfortowo i czego potrzebujemy na daną chwilę. Ty się spełniasz w planowaniu i organizowaniu. Podziwiam przede wszystkim to, jak potrafisz ogarnąć czynnik ludzki, który jest zazwyczaj najbardziej krnąbrny :) Przyznam, że czasem gdy czytam ilu uczestników brało udział, że część szła taką trasą, a część inną, a jeszcze trza ich zebrać po drodze i tak dalej, to myślę - rany, to musiała być męka 😅
A potem zdaję sobie sprawę, że to dla mnie byłaby męka, Tobie sprawia to zapewne przyjemność i satysfakcję.
No i to chodzi :)
gdybyś kiedyś wpadła na pomysł zdobycia Diademu Gór Polski, to polecam się do organizacji :-)
W tym roku 5 takich wypraw zorganizowałem i - cytuję "oszczędziłem 3 lata życia" (*chodzi o Włóczykijkę lat 67, która postanowiła sobie zdobyć diadem przed 70-tką; z Dolnego Śląska w Beskidy daleko, więc moje "diademowe tour'y" bardzo jej cel przybliżyły, przez tydzień w Bieszczadach i 4 diademowe weekendy zdobyliśmy 25 szczytów, niektóre wręcz trzeba było znaleźć na mapie i w terenie)
Ni mom pojęcia co to za liście. Trochę topola ale za duże. Piękny felieton. Zdjęcia jeszcze lepsze :)
Dziękuję bardzo!
Co do drzewa - udało się ustalić, że to może być topola (a jednak!) wielkolistna.
Klikam telefonem (xiaomi redmi sprzed 2 lat) i aparatem, ale niektóre fotki trochę podciągam w fotoszopie, bo telefon słabo daje radę.
Tylko liściowym, na innych się nie znam i wolę nie wnikać :)