Piszę te słowa w piątek 13 marca 2020 nad ranem. W Polsce od dwóch dni zamknięte są placówki publiczne, odwołane imprezy masowe. Handel konsumenckimi artykułami medycznymi (maseczki, żele, termometry, podstawowe leki) został ograniczony i zakazano ich wywozu za granicę. W sklepach dziwne zamieszanie, znikają produkty o długich terminach przydatności.
Polska nie jest wyjątkiem, epidemia paniki ogarnia świat. A właściwie, w tym momencie Eurazję i Amerykę Północną. To nie jest przypadek. Wirus rozprzestrzenia się wraz z przepływem ludzi, a więc wzdłuż linii biznesowych i kulturowych połączeń. Ale może w takiej Afryce — przecież usianej projektami inwestycyjnymi z Chin — wcale nie skończyło się na kilkudziesięciu przypadkach zachorowań (skupionych głównie w Egipcie). Może po prostu tam nie ma sensu sianie paniki.
A po co ją siać?
Zastanówmy się — popatrzmy na tę epidemię i popatrzmy na rynki
Sam wirus jest dość niemiły. Rozprzestrzenia się bardzo szybko, nosiciele przekazują go innym nieświadomie, na długo przed zauważeniem objawów u siebie, po czym nie umierają masowo. Wirus ma świetną strategię rozmnażania. Szybko opanowuje populację nosiciela nie powodując wysokiej śmiertelności, a więc może powrócić kolejnymi falami, infekując już wyleczone jednostki.
Ogólnie rzecz biorąc, nasza sytuacja w bezpośredniej konfrontacji z wirusem jest niezła. Na pewno lepsza niż w wypadku wojny. Lepsza też niż w obliczu klęsk żywiołowych, gdzie ryzyko śmierci jest podobne ale ryzyko straty dorobku życia znacznie wyższe. Niestety, reakcja ludzi jest niewspółmierna do zagrożenia i ten drugi czynnik w przypadku trwającej obecnie epidemii rośnie ponad miarę.
Pora zatem spojrzeć na pieniądze. Bo jeśli sytuacja jest niezrozumiała i nie do końca wiadomo o co chodzi, to... sami wiecie :)
Co się dzieje na rynkach?
W USA indeks S&P500 poleciał w ciągu ostatnich kilku dni o 27%.
W Polsce WIG spadł wczoraj o 13,28% bijąc rekord historyczny. Ostatni tydzień przyniósł spadki indeksów o 25-30%. I pewnie jeszcze spadną bo rozsądek z giełdy ewakuował się już dawno.
Bitcoin jak zwykle nie zawiódł, wykazał swą żywotną reakcją na zawirowania i podobnej wielkości spadki wykonał w ciągu... 30 minut. W ciągu miesiąca stracił zaś 60% swojej wyceny względem USD (gdy piszę te słowa muszę aktualizować tę liczbę bo nadal leci). I tu zaczyna się najciekawsze. Kryptowaluty już znamy, trochę się z nimi oswoiliśmy i wydawałoby się że technologia zdobyła na tyle zaufania, że może być powoli postrzegana jako safe haven. Może jeszcze nie jak złoto, ale na pewno bardziej niż niepoparty niczym solidnym dolar.
Niestety, nie tym razem.
Dziś oficjalnym safe haven są waluty fiducjarne. Stare, znane dolary, euro i złotówki. Nawet złoto spada (w swoim typowym, leniwym tempie), choć ludzie z branży właśnie notują rekordowe obroty w sprzedaży detalicznej. Wszystkie sygnały wskazują jednak, że główny wolumen spekulacyjny przenosi się do tradycyjnych walut. Tak zwana "ulica" dawno już tam jest, choć w sporej części gotówkę wymieniła już na makaron. W krypto pozostali najtwardsi hodlerzy.
I to niepokoi mnie najbardziej. Mam wrażenie, że właśnie rozkręca się akcja pierwszego dopiero aktu w dość długim i dramatycznym spektaklu.
Pozwolę sobie pozgadywać
Nie mam szklanej kuli, więc będzie to trochę fantastyka. Ale specjalnie zostawiam niniejszy tekst na platformie, na której nie będę mógł go edytować. Zapraszam za kilka lat.
Panika jest specjalnie nakręcana. Nie twierdzę, że rozgrywa się to według ułożonego wcześniej scenariusza. Raczej pojawienie się czarnego łabędzia w postaci koronawirusa po prostu komuś zagrało i postanowił go poszturchać kijem, by płynął w korzystnym kierunku. Ludzie mają się wystraszyć.
Na scenę oczywiście wchodzi opiekuńcze państwo. Pozamyka granice, poprzesuwa środki w budżecie (ciekawe ile zniknie) i zadba o obywateli nawet wbrew ich woli. Choć każdy ma nogi podłączone do mózgu i może dojść do wniosku, że lepiej nie wsiadać do autobusu, lepiej nie pójść do kina, czy w końcu lepiej nie stawić się w pracy a pozostać w domu, to jednak odgórny nakaz państwowy robi dobre wrażenie. Ludzie tak przywykli do bycia trzymanymi za ryj, że jeszcze za to podziękują.
Tam gdzie wirus naprawdę zaatakuje, system państwowych usług medycznych klęknie i nie da rady. Będą ofiary. Ale prywatny też by klęknął. Tu nie ma kompromisu. Gdzie jest akcja, tam muszą być straty w ludziach i sprzęcie. Będzie wybaczone.
Za miesiąc, może trochę później, stan wyjątkowy zostanie zniesiony i życie zacznie powoli wracać do normy. Opiekuńcze państwo zatroszczy się o konsumenta i wyda stosowne ukazy, by skutki finansowe zostały połknięte przez firmy. A więc pracownicy firm zmuszonych do tymczasowego zamknięcia dostaną wypłaty choć przedsiębiorstwo nie generowało przychodu; dostaniemy pełny zwrot za bilety lotnicze, których nie mogliśmy wykorzystać, choć załogi nadal dostawały pensje a samoloty starzały się; ustawowo odroczone zostaną terminy płatności za wiele towarów i usług, może nawet spłaty rat kredytów.
Oczywiście przyniesie to falę bankructw i niedomagań w sektorze prywatnym. Więcej firm będzie upadać niż powstawać, będzie rosło bezrobocie. Państwo w końcu przejdzie do drugiego etapu, mniej już emocjonującego i bardzo dobrze znanego z poprzedniego kryzysu: masowego dodruku pieniądza. A w zasadzie nie dodruku, tylko dopisywania cyferek na kontach. Gotówka będzie nadal likwidowana, tylko bardziej intensywnie.
W tym samym czasie notowania giełdowe będą sobie pełzały po dnie, czasem wykonując jakieś nieskoordynowane ruchy w górę i w dół. Tylko po to, by odstraszać. Ci co znają temat, będą powoli skupować aktywa po promocyjnych cenach (Dla ilustracji: w WIG20 jest spora spółka energetyczna o C/WK=0,09; takich z przedziału ). Ostrożnie, by nie wystrzeliły w górę. Podobny trend będzie na rynku kryptowalut, może tylko z bardziej dynamicznymi odbiciami. To ciągle niewielki sektor, więc mogą na nim zachodzić ciekawe anomalie.
Mamy niskie wyceny akcji i dodruk. W uprzywilejowanej pozycji będą ci bliżej drukarki. Pamiętać trzeba, że akcje to nie jakieś tam wirtualne papierki ale własność spółek. Firmy będą zmieniać właścicieli i przechodzić do rąk będących w komitywie z drukarką. W niektórych krajach może zostać uruchomiony protokół japoński, a mianowicie drukarka za wyczarowane z powietrza pieniądze będzie nabywać udziały bezpośrednio lub na jakiegoś słupa stojącego w pełnym majestacie prawa.
Etap ten może długo trwać, jeśli strumień pieniędzy z drukarki skierowany będzie starannie i punktowo na giełdy. Ale to może okazać się niemożliwe. Wśród plajtujących podmiotów może pojawić się jakiś too big to fail a rosnące bezrobocie może wymagać od kapitana państwo interwencji bezpośredniej. Dodruk w końcu rozleje się do ludzi. Może to nastąpić dość szybko bo już wczoraj FED i EBC zapowiedziały quantitative easing.
Inflacja to najbardziej paskudny z podatków bo objawia się dopiero po pewnym czasie. Na dodruk zareagują najpierw ceny produktów, na końcu usługi. Rozciągnie się to zapewne na miesiące i niedługo nadejdzie ostatni moment by nabyć złoto i kryptowaluty w atrakcyjnej cenie.
Nadejdzie w końcu pora gdy ogon zamacha psem. Niezależny od woli politycznej bank centralny ustawi się w swojej docelowej pozycji: kreatora tejże woli. Dzierżąc w swoich rękach kroplówkę dla rządu oraz spore udziały w kluczowych spółkach, zażąda szerokiego udziału we władzy. W każdym państwie będzie się to odbywało trochę inaczej, w niektórych z pomocą procesu opisanego w pkt. 7, w innych to nie będzie konieczne.
Powstaną pierwsze państwowe kryptowaluty. Scentralizowane i totalnie monitorowane. Wszystkie transakcje będą rozliczane przez bank centralny, wyeliminowana zostanie gotówka. MMT (Modern Monetary Theory, znana w niektórych kręgach jako Mugabe's Monetary Theory) może w takim świecie wyznaczyć nowe granice, np. przelew z wypłatą opatrzony terminem przydatności środków do wydania. Keynesizm przejdzie na wyższy poziom gdzie konsumpcja będzie nakazywana pod rygorem unieważnienia środka płatniczego. Inflacja będzie już mniej potrzebna, może nawet okaże się zbędna.
Sektor bankowości prywatnej w takich realiach straci rację bytu. Nastąpi konsolidacja banków a faktyczną kontrolę nad nimi sprawować będzie bank centralny; kontrola oczywiście obejmie również aktywa należące do banków, np. nieruchomości objęte hipoteką.
Dalej nie chcę już brnąć. To odległa przyszłość, a mi rysują się czarne scenariusze. Jeśli ludzie panikują przed koronawirusem to trudno oczekiwać by przejrzeli całą grę. Chciałbym za kilka lat przeczytać ten tekst i przekonać się, że byłem pesymistą.
Congratulations @emesik! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!