**Rzecz o alkoholizmie oczywiście z mojego punktu widzenia:
Ponieważ zdaję sobie sprawę z ogromu problemu a także jego delikatności i złożoności a także na specjalna prośbę mojego przyjaciela, postanowiłem spróbować problem alkoholizmu i możliwości radzenia sobie z nim , oczywiście biorąc na tapetę i bazując na własnych doświadczeniach.
Gdybym miał zidentyfikować kiedy skończyło się u mnie picie towarzyskie a pojawił się problem alkoholowy to jest to trudne do zidentyfikowania , ale istnieją pewne symptomy , które mogą pomóc to określić ; Oto one :
- stwierdzenie, że alkohol odpręża, redukuje napięcie i niepokój, zmniejsza poczucie winy, ośmiela;
- poszukiwanie okazji do wypicia alkoholu w miejscach, gdzie nie powinno się tego robić, np. w pracy;
- możliwość wypicia większej niż uprzednio ilości alkoholu, tzw. „mocna głowa”;
- trudności z odtworzeniem wydarzeń, które miały miejsce podczas picia (palimpsesty);
- picie alkoholu w samotności, mimo iż wcześniej piło się tylko dla towarzystwa.
W zasadzie można stwierdzić , że jeśli na 100% występują dwa z tych symptomów to trzeba się zastanowić czy nie powinno się czegoś z tym robić bo to już może być jeśli nie uzależnienie to istnieje duże prawdopodobieństwo , że jesteś na progu.
Niestety alkoholizm to choroba nie tylko fizyczna ale co jest bardziej złożone jest to choroba uczuć , emocji i duchowości.
Teraz spróbuję wam to przybliżyć na własnym przykładzie;
Nie wiem dokładnie kiedy się zaczęło to u mnie. Oczywiście ja piłem na początku tak jak wszyscy ludzie , nie mający z tym problemu czyli towarzysko, z kolegami, w pubie, na wspólnym wyjściu w miasto czy imprezie.
W wieku 16 może 17 lat zacząłem uczęszczać na zajęcia teatralne do domu kultury, gdzie spotkałem człowieka , który miał ogromny wpływ na moje życie a który pierwotnie był instruktorem teatralnym na tych właśnie zajęciach. Człowiek ten miał ogromne doświadczenie, charyzmę, wyobraźnię i umiejętność zjednywania sobie ludzi , do wszelkich swoich projektów , niekoniecznie artystycznych.
W bardzo krótkim czasie stałem się jego asystentem, pomocnikiem, sekretarzem , można by rzec prawa ręką.
Prowadziliśmy wspólnie zajęcia, pisaliśmy scenariusze, organizowaliśmy pracę naszej grupy, jeździliśmy na warsztaty, zdobywaliśmy trofea w przeglądach teatralnych i poezji.
Niemniej jednak człowiek ten nie stronił od alkoholu i to delikatnie mówiąc a że spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu , najczęściej już po zajęciach czy pracy, nad organizowaniem pracy papierkowej, dokumentacji, dzienników , scenariuszy, montowania materiałów itd. , to zostałem jako młody dość człowiek częstowany alkoholem. A że on mi imponował pod wieloma względami i chciałem być blisko niego i uczyć się całej jego wiedzy, doświadczenia i podejścia do życia więc nie widziałem nic złego w tym ,że piliśmy po zakończonej pracy w zaciszu pokoju, knajpy, restauracji , domu kultury czy gdziekolwiek byśmy się nie znajdowali.
Miał on niesamowity talent do zorganizowania zamierzonych przez siebie warunków w każdym miejscu i rzeczywistości.
Bardzo wiele się od niego nauczyłem i dziękuje mu za wszystko a o naszych wspólnych przygodach i działaniach mógłbym napisać naprawdę niezłą książkę.
Niemniej jednak problem polegał na tym, że chcą czy nie następowała dla mnie taka chwila kiedy musiałem wrócić do domu. Jak się domyślacie moi rodzice nie byli zachwyceni kiedy wracałem albo po pijany. Wtedy zaczęły się rozmowy, zakazy i nakazy.
Ponieważ ja zawsze bardzo chciałem być z ludźmi to często nie dotrzymywałem danego słowa , że wrócę o danej godzinie, gdyż wolałem zostać na imprezie, którą szkoda mi było opuszczać. Oczywiście na tym etapie zacząłem już uczęszczać do mojej ukochanej szkoły Studium Kształcenia Animatorów Kultury, która to szkoła a właściwie jej słuchacze żyli zupełnie własnym życiem , jak trudno się domyślić bardzo artystycznym. A ja byłem tego częścią , bardzo chciałem spędzać z nimi jak najwięcej czasu bo był to niesamowity, owocny, wspaniały i twórczy czas.
Mniej więcej w tym samym czasie , w wieku 18 lat , dzięki mojemu charakterowi, zajęciom teatralnym a także wrodzonej wyobraźni, zacząłem prowadzić imprezy ; plenerowe, klubowe, dla dzieci, młodzieży, wesela, komunie, zloty, koncerty i oczywiście finały WOŚP. Było ich całe mnóstwo , ja zacząłem odnosić "sukces" ,co prawda dość lokalny ale sprawiało mi to ogromną przyjemność , radość a i wiele bardzo pochlebnych opinii i słów aprobaty z ust wielu, wielu osób. Był taki okres , kilkuletni ,w którym wszelkie znaczące imprezy w moim mieście i regionie były obstawione przeze mnie.
Taki nazwijmy to "sukces" a także grono wiernych "fanów" sprawiło, że rzuciłem się w ten wir artystycznego życia a co się z tym wiąże świętowanie sukcesów, rauty, bale, popremierowe bankiety w tatrze (gdzie nota bene pracowałem na etacie w wieku 19 lat), podziękowania i wiele dowodów sympatii, również w postaci stawiania alkoholu , chęcią napicia się ze mną. Było tego mnóstwo a ja czułem zawsze że chcę zostać do końca każdej imprezy by nic mnie nie ominęło, by być jak najdłużej z ludźmi.
Co ciekawe zawsze chciałem być jak najbliżej ludzi bo obcowanie z nimi, praca, wymiana doświadczeń, wspólna praca twórcza , rozmowy po nocach, realizacja przedsięwzięć, były dla mnie najważniejsze.
To niestety wiązało się z tym, że nie dotrzymywałem słowa rodzicom, znikałem na dłużej niż jeden dzień i noc.
Gdy wracałem otrzymywałem kary, zakazy i nakazy, gdyz moi rodzicie chcieli w jakiś sposób próbować kształtować mój charakter, ustrzec mnie od złego czyli od przebywania poza domem w coraz to dłuższych okresach , gdzie w dużej mierze oddawałem się artystycznemu życiu.
Ale właśnie jest to tylko jedna strona medalu; ponieważ po każdej imprezie, jak długo ona by nie trwała , następowała fala trzeźwienia i zmierzenia się z bardzo bolesnymi skutkami zespołu odstawienia alkoholu. Czasem udawało się przetrwać to , wytrzeźwieć i wrócić do życia ale w wielu przypadkach po piciu jednej nocy, kończącego się bardzo późno lub nad ranem , już następnego dnia wieczorem lub po południu już znowu piłem.
Można by wiele o tym pisać ale zmierzając do konkluzji; bardzo często zdarza się tak , że alkoholik wpada w tzw. ciąg alkoholowy, który zdarzał mi się wielokrotnie tym bardziej że moje poczucie wstydu i beznadziejności nie pozwalało mi wracać do domu. Stąd też zaczęły się moje okresy mieszkania poza domem , na stancjach z przyjaciółmi.
Niemniej jednak w końcu przychodził taki moment, że moja psychika i organizm były tak wyczerpane , że wracałem do domu rodzinnego , co wiązało się z długimi rozmowami z rodzicami , próbą wpłynięcia na mnie, ciągłej argumentacji itd.
W dużej mierze przyznawałem im rację i chciałem się poprawić ale gdy zdarzała mi się kolejna impreza po prostu nie umiałem oprzeć się zabawie i nie chciałem jej opuszczać np. o 23 ciej czy północy. Dlatego łamałem wcześniej dane słowo, przestawałem myśleć i całkowicie rzucałem się w wir melanżu.
Jak nie trudno się domyślić wielokrotnie urywał mi się film, traciłem świadomość, nie wiedziałem co ze sobą począć, jak wyjść z tej spirali , najczęściej gdy dochodziło do mnie,że znów zawiodłem , nie dotrzymałem słowa i bałem się powrotu do domu i konsekwencji.
Trzeba pamiętać i mnie też niestety zdarzyło się to wiele razy , że alkoholik ma tak bardzo doskwierające objawy odstawienia alkoholu, że nie może ich znieść i żeby sobie ulżyć w ich odczuwaniu znów sięga po alkohol. I koło się zamyka a ze spirali nie można się wyrwać.
W wielu momentach czułem taką beznadzieję i zamknięcie w jakimś kręgu bólu i strachu przed konsekwencjami, że siadałem w miejscu i płakałem. Rozpacz, ból, beznadzieja i nieumiejętność znalezienia wyjścia.
Nie będę opisywał więcej bo to jest temat bardzo rozległy a moje doświadczenia zajęły by jeszcze trochę miejsca.
Niemniej jednak, trzy razy podjąłem próbę leczenia i oddania się w ręce specjalistów czyli leczenie zamknięte w placówce leczenia uzależnień. Chodziłem również na terapię otwarta w poradni i uczęszczałem na spotkania AA.
Pomimo zebranej wiedzy i przeprowadzonej pracy nad sobą po żadnej z trzech terapii nie udało mi się przestać pić na stałe, czyli rozpocząć procesu trzeźwienia.
Przejdźmy do konkluzji oczywiście zarówno moich jak i takich ogólnych :
Nie ma innej drogi do wyrwania się z alkoholizmu (choć alkoholikiem jest się do końca życia), czyli trzeźwienia niż pogodzenia się z tym faktem, przyznania się przed samym sobą; jestem alkoholikiem i wtedy można dopiero zacząć pracę nad sobą.
Alkoholik , nawet niepijący przez kilka lat nigdy nie może pozwolić sobie na pomysł, że skoro tak długo nie pije to być może jak wypije jeden lub dwa kieliszki to się nic nie stanie.
Nie . Dlatego, że nawet w tym momencie może zakończyć się na tych 2 kieliszkach , natomiast poczucie że skoro mi się udało to już mogę pić w sposób kontrolowany, jest pułapką i wcześniej czy później znów zakończy się długotrwałym piciem a w konsekwencji śmiercią.Próby kontrolowania picia i wszelkie mechanizmy obronne służą tylko i wyłącznie temu by alkoholik nie dostrzegł swego problemu i nie zaczął się leczyć. To my sami tworzymy sobie te mechanizmy latami . Przykład : "Nie jestem alkoholikiem bo nie piję denaturatu czyli nie jest jeszcze ze mną tak źle. Przecież alkoholicy piją wszystko". Otóż nie. Poznałem alkoholików , którzy nigdy nie pili nic gorszego niż koniak i whysky.
Alkoholizm jest chorobą bardzo demokratyczną; mogą nią zostać dotknięte wszystkie osoby niezależnie od pochodzenia, rasy, wykształcenia, pozycji społecznej, stanu majątku.
Zdarza się bardzo często, że alkoholik , zupełnie nieświadomie jest chroniony przez najbliższych a to z kolei nie pozwala mu się skonfrontować z konsekwencjami jego picia, gdyż są one chowane , banalizowane, nie dostrzegane . Niestety i jest to ogromnie trudne; alkoholika trzeba zderzyć z konsekwencjami jego picia; nie sprzątać po nim , nie kłamać w jego imieniu, nie chronić jego dobrego imienia, nie usprawiedliwiać go w pracy i przed znajomymi. Dopóki będzie czuł komfort picia jego szansa na podjęcie leczenia będzie znikoma.
Niektórzy terapeuci twierdzą że alkoholik by zacząć coś robić ze swoim problemem musi osiągnąć dno a takie dno jest czymś indywidualnym dla każdej jednostki; jednemu wystarczy, że ktoś zrobi mu zdjęcie jak leży na chodniku i mu takie wyśle, innemu potrzeba marskości wątroby a jeszcze innemu jak odejdzie od niego żona, zabierając dzieci.
Takie są niestety fakty.
Sama droga trzeźwienia jest długa i trzeba nią iść do końca życia, pracując nad sobą według określonych kroków , określonych bardzo dokładnie chociażby w programie Anonimowych Alkoholików.
Ale wiem, że wiele osób dopiero przechodząc tę drogę i kontynuując tę drogę dopiero w wieku 40,50,60 lat dostrzega jak piękne jest życie, pełne możliwości, dobra i przyjaznych ludzi.
Każdego kto ma z tym problem zachęcam do lektury, próby podjęcia pracy nad sobą, zgłoszenia się do poradni i oddania w ręce zawodowych terapeutów.
Jeżeli ktoś ma ochotę lub problem może napisać do mnie, chętnie porozmawiam. NIGDY NIE JESTEŚMY SAMI :)
To chyba mój najdłuższy post na FB ale mam nadzieję,że komuś się przyda...Pozdrawiam.
#KOCHAJCIESIĘISZANUJCIE
**
Bardzo odważny post. Gratuluję odwagi.
Zauważyłam też, że sporo ludzi np. pijących towarzysko nie wyobraża sobie towarzyskiego spotkania bez alkoholu lub zaprzestania picia na np. 6 miesięcy. Jest to dla nich tragedią, mimo, że twierdzą że nie mają problemu z alkoholem i nie pija codziennie. Moim zadaniem gdyby nie mieli to nie byłby dla nich to koniec świata, podeszliby do sprawy tak jakby ktoś powiedział im żeby nie używali pieprzu przez 6 miesięcy. Żaden problem, prawda? Choć z solą byłoby już gorzej :). Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
@tapioka ja nie jestem alkoholikiem, ale przykładowo 6 miesięcy bez piwka to bym chyba oszalał. Moim zdaniem alkoholizm jest wtedy gdy człowiek zaczynając pić i nie potrafi przestać. Albo gdy podczas normalnych sytuacji myśli tylko jak by się tu napić nie mówiąc już dwóch różnych sposobach zachowania przed i po . Dlatego są ludzie którzy piją dość często ale nigdy alkoholikami się nie staną, na to też mają wpływ geny.
Rozumiem
Dokładnie alkoholizm jest wtedy gdy zaczynając pić nie potrafimy dotrzymać założenia kiedy skończymy, tylko łamiemy swoje postanowienie, założenie. Generalnie alkoholizm jest nazywany brakiem kontroli nad ilością wypijanego alkoholu, chciałeś wypić piwo czy dwa i wyjść a kończysz pod stołem z urwanym filmem. Druga sprawa związana jest właśnie z tym o czym napisałeś mastek, człowiek uzależniony zainteresowany jest tylko sytuacjami w których znajduje sie alkohol, ludźmi z którymi może się napić, miejscami w których się pije itd. Jego życie zaczyna się kręcić wokół alkoholu....ale początki takie nie są, tak się dzieje dopiero później...Pozdrawiam.
Może to wynikać z tego,że pomimo że się do tego nie przyznają to dopiero po wypiciu pewnej ilości alkoholu zaczynają odczuwać odprężenie, odwagę, pomysłowość, śmiałość do kobiet itd. Problem polega na tym, że na początku alkohol służy jako katalizator, środek ułatwiający pewne działania, uczucia, zachowania ale niestety z biegiem czasu odkryć można że bez alkoholu te zachowania w ogóle nie są możliwe. Wpisuje się to dokładnie w jeden z osiowych objawów choroby alkoholowe, przepraszam bo spróbuję z pamięci; jeśli zauważasz że alkohol ma znaczący wpływ na wywołanie pewnych zachowań, uczuć a kiedyś nie był do tego konieczny to może oznaczać że możesz być uzależniony. Poza tym oznaką alkoholizmu nie jest picie codzienne, poznałem Panią , która piła tylko w weekendy a były alkoholiczką...
Pozdrawiam , dzięki za komentarz.
To wiele wyjaśnia. Dzięki
Uwielbiałem pić sam, tylko ja, alkohol i muzyka, nie potrzebowałem do tego towarzystwa jak chciałem akurat z kimś pogadać to dzwoniłem.
Tak też bywa. Ile ludzi tyle modeli picia...w ogóle nie wydając opinii czy w twoim przypadku mówimy o alkoholizmie czy nie:) Pozdrawiam
Potrafiłem nieźle zaciągnąć, nic mnie nie interesowało, tylko musiał być alkohol. Ciężko było się zatrzymać, jak tylko się budziłem musiałem coś przybić, bo nie mogłem funkcjonować, a po paru głębszych wszystko zaczynało się od nowa, totalna faza. Nie chodzenie do pracy. Ale niestety a może stety, zdrowie już nie te, dlatego odstawiłem całkowicie alkohol, po ostatnim chlaniu tydzień do siebie dochodziłem, 5 dni nic nie spałem, tylko kibel i kojo co zjadłem,wypiłem to oddałem. Najgorszy mój kac w życiu, a parę ich przeżyłem. Nie chcę się licytować kto jest większym alkoholikiem, ale swoje przeżyłem i rozumiem innych, nigdy nie żałuję paru groszy jak ktoś mnie zaczepi a widzę że aż cały tańczy, wiem co to jest, zawsze pomogę.
Nie wiem brachu na jakim etapie w procesie zdrowienia jesteś jeśli w ogóle. Niestety to jest właśnie najgorsze i bardzo bolesne czyli zespół odstawienia szczególnie po kilku dniach picia, najczęściej oczywiście jak piszesz organizm decyduje za nas.Po prostu więcej nie przyjmuje. Trzęsienie się zewnętrzne i wewnętrzne, niemożność skupienia myśli, bóle szczególnie organów wewnętrznych, wymioty, dławienie, rozwolnienie, brak apetytu albo niemożność przełknięcia czegokolwiek. Do tego wszystkie aspekty psychiczne, wtedy pojawiają sie myśli okrutne, czarne, złe...Najczęściej jest tak właśnie że jedynym lekarstwem jest klin, a po klinie idzie znów fala i znów po chwili jest fajnie, błogo, lepiej...a potem znów od nowa. Niestety albo właśnie stety jedyną szansą na przerwanie picia, ciągu jest całkowite wytrzeźwienie, przezwyciężenie bólu...Dopiero wtedy można zacząć myśleć o jakimkolwiek zaprzestaniu choć oczywiście skutki takiego ciągu ciągną się nieraz kilka tygodni a nawet dłużej. Życzę ci jak najlepiej, dużo siły i nadziei. Jak masz ochotę odezwij się czasem..:) Zawsze warto:) Pozdrawiam.
Zgadza się warto o tym mówić, ja się tego nie wstydzę, po prostu miałem za co to piłem bo mi się podobało. Nie chleję już od 2012 roku jak mnie karetka zabrała z pracy za mało alkoholu zabrałem ze sobą, za szybko chciałem odstawić. Miałem po jakimś roku znowu tydzień chlania myślałem że się naprawiłem wypiję raz i starczy, ale nie stety strzelił tydzień czy dłużej. Wiem co to bul i jak wszystko telepie, lęki te sprawy, coś strasznego, dlatego zawsze płynąłem wypiłem coś i wszystko się uspokoiło było dobrze, najgorsze że jak chlałem np. tydzień to nic nie jadłem zero apetytu, tylko płyny. Od 2012 roku miałem parę wpadek, ale zawsze wychodziłem z tego na prostą. Teraz od 1,5 roku nie miałem alkoholu w ustach, i jak na razie nie potrzebuję, choć nie raz przez głowę mi przeszło żeby coś wypić, ale ja już chyba swoje wypiłem, po prostu się boję że umrę po którymś tam ciągu i to chyba ten strach mnie powstrzymuje przed piciem. Mogę sobie pozwolić na piwko co jakiś czas ale nie chcę, nie smakuje mi tak jak pierwszy kieliszek, gorzej by było po trzecim lub czwartym, dlatego jak na razie mam problem z głowy.
Ps. Jeśli ty chcesz o tym pogadać pisz śmiało, swój swojego zrozumie.
jutro odpiszę bo dziś już późno :)Pozdrawiam
Ok. spoko bez pośpiechu.