Autoportret

in #art2 years ago

pentaptyk_rysunek_autoportret.jpg

AUTOPORTRET (pentaptyk), akryl i ołówek na kartonie, (1 cz: 100 × 70, całość: 210 × 200), 2020

Zlepek myśli. Umysł to paradoks.

Jestem fascynująca i jestem nijaka. Jestem najważniejsza na scenie i jestem niewydajną statystką. Jestem grzeczną dziewczynką z dobrego domu i jestem rozwydrzonym szalonym szczylem. Zależy mi na ludziach i super się przy nich czuję. Zależy mi na samotności i niewidywaniu nikogo. Chciałabym zbawić świat. Chciałabym odciąć się od wszystkich. Nic mi nie wychodzi. Wszystko mi wychodzi. Ten obraz to śmieć. Tamten jest wybitny. Mam ochotę modlić się cały dzień. A potem całą noc wrzeszczeć na koncercie. Teatr. Góry. Pracownia. Kościół. Klub. Pomarańczowo-zielony pokój. Wszędzie jestem u siebie. Nigdzie nie jestem u siebie. Wszyscy mnie kochają. Uśmiecham się. Brzydnie mi ten uśmiech i jestem odpychająco milcząca. Jestem dumna. Łatwo mnie zranić. Potrzebuję uwagi i opieki. Potrzebuję zauważenia. Czasami wystarczy mi tylko czyjeś ramię do oparcia głowy. Jestem ufna. Niektórzy mówią, że infantylna. Często prostolinijna, ale tylko w teorii. Za dużo myślę. Stresuję tym rodziców. Wywyższam się niepokornie, nie umiem szanować. Złoszczę się i wściekam. Manipuluję i lekceważę. Przekonana o swojej racji, jestem najgorsza na świecie. Siebie stawiająca wyżej niż innych. Potrzebuję ufajnienia. Poczucia się piękną. Prowokuję i gram, by po jakimś czasie znów pogrążyć się w melancholii. Dużo płaczę. Martwię się, że zbyt dużo. Wzrusza mnie świat, wzruszają mnie ludzie. Potrzebuję ogromnej ilości czasu, by w spokoju przeżywać rzeczywistość. Mimo to ludzie chyba mnie lubią. Uwielbiam na nich patrzeć. Na to jak mówią, idą, rozmawiają. Często chciałabym, żeby byli inni niż są, ale nie mówię im tego, przecież różnorodność jest piękna. Lubię się wystawiać na dyskomfort szczególnie jeśli miałoby mnie to czegoś nauczyć. Czasem jestem odważna. Czasem kulę się pod kołdrą w pomarańczowo-zielonym pokoju z przerażeniem w sercu. Czesam pragnę wielkich czynów, wielkich obrazów i wielkiego zauważenia. Czasem pragnę małości, skupienia na najmniejszych i pokory. Do tych samych ludzi potrafię czuć szacunek i odrazę. Do tych samych czynności chęć i niechęć. Do tych samych przemyśleń zgodę i niezgodę. Do siebie samej wstyd i wyrozumiałość. Lubię siebie. Jestem sobą zmęczona. Ciekawię samą siebie. Nie ogarniam samej siebie. Nie wiem czego chcę. Wiem, że chcę Boga. A potem ludzi i Boga. A potem samych ludzi bez Boga, choć wciąż myśląca, że z Nim. Mam jasne poglądy. Potem już nie takie jasne. Mam doskonały plan na przyszłość. Potem już nie taki doskonały. Znam swoją wartość. A potem widzę ją jako mniejszą. A potem widzę ją jako większą. Już nic nie muszę robić - jestem zajebista. Nic nie robię - jestem żałosna. Wciąż udowadniam, nie wiem komu nie wiem co. By docenił mnie ktokolwiek kiedykolwiek. Znam samą siebie i nie znam. Jestem z kimś lub sama jestem. Mam wszystko gdzieś – nie stworzę arcydzieła – pójdę porysować kwiatka z natury. Słucham polskiego rapu, a rano idę na mszę do gotyckiego kościoła. Mogłabym się zamykać w kościołach z marmuru i w nieskończoność wpatrywać się w to chlebowe kółko z dwoma skrzyżowanymi liniami. Co to za siła, która jednak każe mi iść?
Odkąd przybyłam do Krakowa robiłam, co chciałam. Przestraszyła mnie inność. I zachwyciła mnie ta sama inność. Stałam się wolna trudną wolnością, która nigdy nie wyłącza świadomości i nie uzależnia. Musi brać odpowiedzialność za siebie, ale przy tym jest niesamowicie pociągająca. Krzyczy o jeszcze – prawdy (a może nie prawdy). Moje marzenia są przesycone pięknem, chęcią niesienia pomocy potrzebującym, klatkami z hollywoodzkiego filmu oraz ogromem nadziei na spełnienie samych siebie. W którymś z zapisanych zeszytów jest ich cała wypunktowana lista. Mój mózg wyłamał się z dotychczasowych narzuconych samemu sobie schematów. Artystka. Czasem to brzmi jak ironia. Czasem jak usprawiedliwienie dziwactw. Od 2011 roku maluję, a moi bliscy wciąż nie wiedzą, co mówić patrząc na obraz. Kilkanaście lat temu ja też nie wiedziałam. A z resztą, czasem nic nie trzeba mówić.
Myślę: nie dam rady malować. A czasem dzieje się to jakby samoistnie. Akademia była dziwnym miejscem. Po wszystkim dochodzę do wniosku, że w ukryciu tworzy mi się najlepiej. Tylko, gdy inni nie widzą, mogę zebrać własne myśli. Spotkana z własną głową najpierw opiszę to wszystko pochyłymi literami w jednej z „Ksiąg Życia”. Malować będę potem. Bo to trudniejsze. Zbyt obciążone w mojej głowie kontekstami i ocenami.
Na Akademii liczył się przede wszystkim obraz, miało się poczucie jakby sztuka faktycznie była rzeczą ważną. Tymczasem wychodzę na plac Matejki. Latają samoloty, biegają psy, wrzeszczą dzieci, a ludzie kupują bułki w Awiteksie i koncentrat pomidorowy w Biedronce. Przecież wcześniej też działo się to wszystko. A teraz jest jakby inaczej. Być może kiedyś to ja stanę się źródłem budowania piękna w moim środowisku. Ale to jeszcze nie teraz…
Odkrywam kolaż w grafice, muzyce i malarstwie. Zlepek światów. Kradnę złączenia słów, dźwięków, zdań, melodię kontekstów. Zapamiętuję kompozycje. Czy jestem oryginalna? Wątpię. Coś co wydaje mi się interesujące w mojej głowie, chcę zobaczyć fizycznie. Wyjdzie inne, ale i tak to zrobię. Kiedyś siliłam się na pokazywanie duchowości, tworzenie wedle jakiś narzuconych zasad, by oddać sacrum. Zabawnie żałosne. Prymitywna kopia czyichś postulatów. Choć nie – przecież wszystko jest procesem. Być może zawsze trzeba przejść przez jakiś schemat, by stać się wolnym. Chodzić po nie swoich podwórkach, zapożyczając formy i tematy, by w końcu dotrzeć do własnej piaskownicy i obudować się własnymi malarskimi zabawkami.
Chcę tworzyć to tworzę. Czasem wolna od opinii, krytyki i myśli. Czasem przytłoczona wszystkim naraz. A jednak wciąż wytrwale podążam za intuicją – najczystszą dla mnie formą prowadzenia. Złożona z wpływów chciałabym, gdy będzie trzeba, móc przeciwstawić się wpływom złym. Chcę być szczęśliwa w malarstwie i życiu. Czy ktoś uważa to za zbrodnię?
Coś mi się stało z głową. Tak jakby widzę inaczej, myślę i odczuwam inaczej. Chcę spotykać ludzi, ale również chciałabym być bez skrępowania sobą. Inaczej oszaleję wciśnięta w te obrzędy między schabowym, a bezczynnym rozwlekłym czasem niedzielnego popołudnia. Już wolę tych, których zupełnie nie rozumiem, ale można się z nimi przynajmniej pokłócić. Gardzę bylejakością. Choć często dużo bardziej narzuca mi się wyrazistość każdego z ludzi.
Wysokowrażliwa. Rzeczy dla mnie wartościowe inni miewają za nic. Spektakularne wnioski duszy, nowe doświadczenia młodości, przemieniająca moc spotkań - zdają się one nie mieć ciągłości w „dorosłym życiu” innych. A może tak mi się tylko wydaje.
Jedno spojrzenie mówi mi o relacji dwojga ludzi. Półmyśl urasta do rangi problemu. Niewinne zdanie demoluje mi serce, a potem sama wrzeszczę, wrzeszczę i wrzeszczę. Wchodziłam w te myśli całą sobą. Dziś – ogranicz to, o zwariujesz. Wiersze Herberta powtarzam z uporem niczym zaklęcia. Słucham prawosławnych pieśni liturgicznych, a potem Taco Hemigwaya, by zobaczyć ile jeszcze we mnie zostało ziemskich natchnień. Paradoksalnie malarstwa oglądam mało.
Mam siebie dość i nie mam. Sama jestem wszystkim i niczym. Niepraktyczna w codzienności. Bez końca wpatrzona w wieczność. Przez lata budowałam Babilon z opinii innych ludzi , spojrzeń chłopaków, pochwał i krytyk obrazów, przekonania o ważności moich misji, zbawiania ludzi moim własnym planem. Nadszedł czas by zburzyć ten zamek ze szkła. Po bezkresnym chaosie kontrastów nastaje pustka. Tak głucha, tak niczym niewypełniona, nie do zniesienia prosta. Pogłos dawnego krzyku niesie się echem. Tarcie paznokcia po szorstkim bruku… Zwariuję w tej próżni. W niej się odrodzę. Ten ciężar jest tak obcy. Ziemia niepoznana. Pustynia sprawia, że nie chcę silić się na wyniosłość. Słaba. Mam w głowie ideały. Nie raz chciałam do nich doskoczyć. Zawsze ginęłam, wpadając w przepaść dzielącą mnie od nich. Ten dystans istnieje tylko w mojej głowie. Sama utworzyłam tą masochistyczną otchłań i sama nie potrafię się jej pozbyć. Czekam nie wiem na co.
Moja osoba nie zdążyła się jeszcze zorientować, że to czym jest „teraz” to dana mi nieśmiertelność.

5.jpg

dfg72dpi.jpg

1.jpg

IMG_3888.JPG

4.jpg

IMG_3889.JPG

6.jpg

Bez nazwy-6.jpg

qw.jpg

3.jpg