Nie po raz pierwszy tak się dzieje, że moim zasięgu pojawia się jakaś książka, a ja od razu wiem, że chcę ją jak najszybciej przeczytać. Dokładnie tak było w przypadku książki Tomasza Awłasiewicza „Niewidzialni. Największa tajemnica służb specjalnych PRL". Książka wydana prawie trzy lata temu, a ja dowiedziałem się o jej istnieniu zaledwie 2-3 tygodnie temu przez przypadek. Na X (dawniej Twitter) mignęła mi informacja, że książka Awłasiewicza doczekała się szwedzkiego wydania. Bardzo to znamienne, bo bohaterowie tej książki opowiadają historię z lat 70. i 80. XX wieku, kiedy to oficerowie polskiego kontrwywiadu skrywający się w tajemniczym Wydziale IX Departamentu II MSW, regularnie włamywali się do zagranicznych placówek dyplomatycznych na terenie Polski, w tym do ambasady szwedzkiej.
Ta książka to dowód na to, że życie pisze scenariusze, jakich nie wymyśliłby żaden powieściopisarz!
Bo kto by uwierzył, że w okresie PRL w MSW działała specjalna grupa kontrwywiadu, której członkowie pod osłoną nocy regularnie wchodzili do ambasad i konsulatów? Tam przeszukiwali skarbce pełne tajnych dokumentów, kopiowali je, by kilka godzin później mogły one wylądować na biurkach najwyższych urzędników państwowych. W ten sposób polskie służby specjalne przez całe lata zdobywały informacje o działaniach ówczesnych przeciwników, w tym o operacjach CIA. Choć za sprawą grupy wyciekły setki tysięcy stron najpilniej strzeżonych dokumentów, nikt nie wpadł na jej trop.
Ci, którzy wiedzieli o istnieniu tajemniczego Wydziału IX – a była ich garstka – nazywali ich „straceńcami”. Dlaczego? Bo do otwierania drzwi skarbcowych oraz potężnych sejfów używali niebezpiecznego dla zdrowia i życia promieniowania gamma.
Tomasz Awłasewicz dotarł do kilku z żyjących oficerów Wydziału IX i zdołał ich namówić na opowiedzenie o tajnikach swojej pracy w czasach PRL-u. Autor postanowił oddać prawie całą narrację dla bohaterów książki, samemu usuwając się w cień. Awłasewicz od czasu do czasu potwierdza prawdziwość wypowiedzi zdjęciami i dokumentami z akt IPN. Okazuje się, że w czasach „zimnej wojny” każdy sposób zdobycia cennych informacji był dopuszczalny, nawet włamania do placówek dyplomatycznych pod osłoną nocy czy otwieranie i kopiowanie poczty dyplomatycznej na lotnisku Okęcie. Każda z tych operacji wymagała od oficerów nietuzinkowych umiejętności, dokładności i ciągłego doskonalenia w rzemiośle. Wspominając swoje początki w wydziale, mówią, że pierwszym zadaniem każdego nowego członka grupy było „zapoznanie się ze szperakami, takimi specjalistycznymi narzędziami do otwierania zamków”. Musieli do perfekcji opanować sztukę otwierania i zamykania przeróżnych zamków, tak, żeby nikt nie poznał się, że ktoś w nocy się włamał. Należy dodać, że służby obcych państw nie ułatwiały im zadania, bo każde z nich wyposażało swoje placówki we własne skomplikowane zamki, które zwykle nie były dostępne na rynku cywilnym, ale z tym także sobie doskonale radzili.
Poczta dyplomatyczna w świetle międzynarodowego prawa jest nietykalna, ale nikt nie jest na tyle naiwny, żeby wierzyć, że służby nie kombinują, jak do niej zajrzeć. Dlatego każde państwo próbuje opracować skuteczne metody jej zabezpieczania, od plomb, przez specjalne pasy, aż po metalowe kasety wyposażone w jakieś nietypowe zamki i liczniki otwarć.
Trudno uwierzyć, że oficerowie z wydziału IX pod presją czasu, bo kierowca z ambasady już przebierał nogami w oczekiwaniu na pocztę dyplomatyczną, potrafili w znajdującym się pod podłogą lotnika Okęcie specjalnym pomieszczeniu rozprawić się z zabezpieczeniami, pootwierać koperty, sfotografować wszystkie dokumenty, a potem jeszcze przywrócić całość do stanu pierwotnego. A przy okazji nie zostawić żadnych śladów.
Czasami cały trud okazywał się daremny, bo skopiowane dokumenty okazywały się zwykłymi śmieciami. Zwykle działo się tak w przypadku dokumentów w mało popularnych językach. Operatorzy na akcji fotografowali wszystko, co im wpadło w ręce, a dopiero po powrocie trafiały one do tłumaczy z danego języka.
Zabawnie się robiło dopiero, jak dostarczaliśmy tłumaczowi dokumenty japońskie, a on nas informował, że na głupoty nie będzie tracił czasu. Sfotografowaliśmy całą stertę papierów i okazywało się, że to instrukcje obsługi radioodbiorników, w dodatku dostępnych też na naszym rynku.
Raz jeden z kolegów przyszedł do wydziału uradowany, że skopiował jakiś bardzo długi i ewidentnie bardzo ważny japoński dokument rządowy. Chodził dumny jak paw, a potem przyszła informacja od tłumacza, że to konstytucja. W dodatku polska.
Narracja tej książki jest poprowadzona po mistrzowsku, czytelnik niczym nowicjusz poznaje tajemnice Wydziału IX, od wykradania tajemnic od biznesmenów w pokojach hotelowych, przez pocztę dyplomatyczną, po regularne włamania do ambasad i konsulatów na terenie całej Polski. Najtrudniejsze zostawiono na deser, czyli wykorzystanie izotopów kobaltu-60 i irydu-192 w celu dostania się do „skarbców". W „Vabanku” Kwinto potrafił na słuch otwierać sejfy, ale to filmowa fikcja, oficerowie przy pomocy promieni gamma prześwietlali zamki szyfrowe, żeby poznać kombinację do sejfu.
Każda eskapada, w której konieczne było użycie izotopów, a tak działo się prawie zawsze w konsulacie amerykańskim w Krakowie, to przyjęcie ponadnormatywnych ilości promieniowania, co w późniejszych latach miało swoje skutki w postaci problemów zdrowotnych, nowotworów. Świadomość niebezpieczeństwa i związanych z tym powikłań zdrowotnych była powszechna, jeden z rozmówców wspomina, że już na rozmowie o przyjęcie do Wydziału IX, padło pytanie, czy ma dzieci, bo „do tej komórki starano się przyjmować ludzi z ustabilizowaną sytuacją rodzinną, ze względu na wiążące się ze służbą w tym miejscu zagrożenie zdrowia".
Niewiarygodna, zupełnie nieznana historia, świetnie napisana, trudno jest się oderwać.
data wydania: 21 luty 2021
ISBN: 9788326832802
liczba stron: 278
kategoria: literatura faktu
język: polski
Ocena (w skali 1-10): ocena 8
W cyklu "Ostatnio przeczytałem" chciałbym się dzielić z wami refleksjami na temat przeczytanych (lub odsłuchanych) książek. Kryminały i powieści sensacyjne są mi zdecydowanie najbliższe, ale często sięgam po political fiction albo książki dokumentalne, biogramy czy wspomnienia.
Hello lesiopm!
It's nice to let you know that your article will take 15th place.
Your post is among 15 Best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by sarmaticus
You receive 🎖 0.6 unique LUBEST tokens as a reward. You can support Lu world and your curator, then he and you will receive 10x more of the winning token. There is a buyout offer waiting for him on the stock exchange. All you need to do is reblog Daily Report 170 with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by szejq
STOP
or to resume write a wordSTART